Rok temu żar budzącego się dnia wypłoszył mnie z obserwacji struktur skalnych w wielkim kamieniołomie i szukając cienia trafiłem do pobliskiego lasu. Między sosnami, na małe wzniesienie, pięła się leśna ścieżka.

Jej początek znaczyła kępa fioletowych wrzosów. Idąc dalej to już była prawdziwa bajka, bez mała jak we fraszce Jana Sztaudyngera Sielanka był las, wrzos i mech…” i tylko brakowało dziewczyny by „…powiedziała: NIECH”. To było rok temu…

Kilka dni temu wróciłem w to samo miejsce. Ta sama ścieżka, ta sama kępa wrzosów. To był wczesny ranek. Mgła wirowała między drzewami i unosiła się nad pagórkami pokrytymi fioletem wrzosów tworząc magiczne obrazy mijającego lata.

Czasami ten obraz zdobiły kolorami jesieni barwne brzozy. Wędrowałem tą magiczną ścieżką rozkoszując się pięknem mijanych obrazów, zasłuchany w znajome nawoływanie owadów:

Ja, cóż
Włóczęga, niespokojny duch,
Ze mną można tylko
Pójść na wrzosowisko (E. Stachura)

Znowu wśród wrzosów

Znowu wśród wrzosów

Zobacz też: Gdzie rośnie wrzos