Miło jest zobaczyć zimę – w zimie. No bo i rzeczywiście. Luty ma się już ku końcowi, a zimy nie ma. Czyżby….?

Z każdym kilometrem na południe od Lublina pola stawały się bielsze. Tuż za miastem tak jakby przysypane pudrem, który dalej gęstniał by stać się puchową kołderką. Za Rzeszowem, na wzniesieniach Pogórza, świerki w białych czapach, białe konary buków. Było tak inaczej – zimowo.

Wreszcie u celu – Beskid Niski. Sceny, znane z innych pór roku, miały zupełnie odmienny charakter pod kocem bieli. Normalnie kolorowy krajobraz przybrał odcienie szarości. Odsłonięcie łupków na ścianie Olzy przykrył śnieg – srebrzyście odbijało się w płynącym u podnóża Wisłoku. Cicho, czasem tylko turysta zapytał o drogę do lodospadów – nie było ich w tym roku. Jesień była za sucha, a tegoroczna zima nie mroziła dotąd.

(kliknij na miniaturce, aby ją powiększyć)

Niebo spowijała zasłona ciemnych chmur. Gdzieś tam wyżej sypał śnieg. Prognozy przewidywały mgły, rozpogodzenia, lecz rzeczywistość była inna. Brodziliśmy zatem w śniegu wzdłuż lekko zamrożonych potoków, dostosowując się do warunków, które mamy pod ręką. W fotografii pejzażowej ważne jest światło, ale przecież nie możemy kształtować pogody tak jak nie możemy tworzyć gór czy rzek.

Nie było Słońca, które w lesie bukowym stworzyłoby „cieniobuki”, czy porannej mgły, która niczym kurtyna na scenie, zawęziłaby głębię. Szukaliśmy tematów w rysunku śniegu, pokrytej lodem gałęzi niesionej przez potok, na ścianach wodospadów, w płynącej wodzie, wszędzie gdzie była zima.

(kliknij na miniaturce, aby ją powiększyć)

 

Powiązane wpisy: W Kryształowej Dolinie,  Barwy jesieni,  Górskie potoki