Była Britta, Emma, Andrea, Yoda, Paula, a teraz – tak miło, tak blisko, tak swojsko – Grzegorz szaleje za oknem – wyje, dmucha, łamie drzewa jak zapałki, zrywa dachy …. Impulsywny, agresywny jak na Grzegorza przystało. Już drugi dzień, już cichnie, zamyka krótki epizod złotej jesieni

A jaka była?

Początek października na Łuku Mużakowa jeszcze szarozielony, czasem żółty koronami brzóz zatopionych w morzu rdzawych paproci, rzadko czerwony liśćmi buczyny czy brązem dębów.

Jeszcze ciepło – źródełka leniwie sączyły wodę, w której bakterie żelazowe, gdy tylko wyjrzało Słońce, malowały swoje abstrakcje.

A później –

Wzniesienia Beskidu Niskiego mieniły się ciepłymi kolorami brązu i złota. Czasami oblepiała je mgła. Piękny był las w srebrzystej bieli, piękne kontury drzew, ale dodatkowego wymiaru dawała płynąca woda. Przyciągała magią zmieniających się barw, odbić, swym ruchem, szumem…. Był w niej błękit odbijającego się nieba, złoto skał i liści, róże późnego zachodu- przyciągała jak światło ćmę…

Orkan Grzegorz już cichnie. Gania po polach, na ulicach strącone liście. Gasną barwy jesieni…