Szara, smutna i mokra jesień. Jeszcze gdzieniegdzie samotny liść kurczowo trzyma się gałęzi, jeszcze gdzieś w trawniku pomyłkowo kwitnie mizerny kwiatuszek… Tak chciałoby się wyrwać na plener – a  tu prognozy nie takie. Wreszcie jest ten ranek.

Oj, jak ciężkie jest wstawanie, gdy wokół wszędzie sen, ciepło… Na zewnątrz – ciemno, zimno, skrobanie szyb, a  próżniej – już tylko do celu. W ciemnościach i we mgle rysują się oszronione kontury drzew, rozmyte światła samochodów w  kierunku Lublina….Im dalej na wschód tym mgła gęściejsza, otula wszystko, a w niej – pokryte szronem trawy, drzewa. Wreszcie u  celu.

Śliska oszroniona drewniana kładka, cisza i  wszystko we mgle. Jest wilgotno i bardzo zimno, ale tak bajkowo. Mijają godziny zaglądania w zakątki lasu i torfowiska obok Jeziora Moszne – i wreszcie pojawia się Słońce – początkowo za kożuchem mgły, ale z minuty na minutę coraz ostrzejsze. Kryształki lodu na roślinności zamieniają się w lśniące kropelki wody, a świat wokół promienieje radością i ciepłem. Skończył się pierwszy przymrozek. Miło było zobaczyć pierwsze przejawy zimy, poczuć mróz, wsłuchać się w skrzypienie lodu pod stopami.

Miejmy nadzieję, że tej zimy będzie więcej tak pięknych dni.