Listopad… Przez dwa miesiące jesień wabiła nas kolorami, ścieliła barwne i szeleszczące dywany opadających liści. Z dnia na dzień dni stawały się krótsze, a na niebie zaczęły pojawiać się ciemne, ołowiane chmury niosące wilgoć i chłód. Krajobrazy stały się smutne, często spowite we mgle.
W takie wilgotne dni błądzę w świętokrzyskich kamieniołomach. Błoto chlupie pod nogami, ale po raz kolejny jestem pod wrażeniem piękna natury. Zachwycam się fakturami, wzorami, kolorami rysującymi się na tych wielkich ścianach nade mną. Zapomniałem, że przyjechałem „na zdjęcia”. Widzę struktury geologiczne – fałdy, uskoki, obserwuję mineralizację, czytam historię skał… Tyle razy odwiedzałem już te miejsca, ale za każdym razem wyglądają inaczej – sprawia to na pewno światło, pora roku i człowiek, który z dnia na dzień odsłania nowe fragmenty tego obrazu…
(kliknij na miniaturce, aby ją powiększyć)
Chlupie listopadowe błoto… A w nim miejscami leżą zatopione liście, tak inne w tej skalnej przestrzeni, przyciągają uwagę kolorem, fakturą. Czyż można się oprzeć takim obrazom? To czas na rozstawienie statywu, znalezienie odpowiedniego miejsca, czekanie na odpowiednie światło… Potem dalsza wędrówka w tych skalnych przestrzeniach i kolejne elementy, które przyciągają wzrok, zachwycają – barwa skał i układ, a nawet kałuże, w których odbijają się strome ściany. Tylko to błoto i ten krótki listopadowy dzień.
Powiązane: Jak nie kochać jesieni