To już chyba koniec jesieni. Jeszcze gdzieniegdzie na gałęziach trzyma się kurczowo zwiędły, poskręcany listek, drżąc i chroniąc się przed porywami wiatru. Ranki już takie pół jesienne, pół zimowe – czasami szron szeleści, częściej jednak, z ciężkich ołowianych chmur, siąpi drobny deszcz. Na łąkach, niedawno pełnych życia, sterczą nagie źdźbła traw. Szarzeją zaorane pola.
Od kilku dni tęsknie patrzę wieczorami w niebo, czekając tej pięknej pogody – czasami zrywam się rano, czekam tych mgieł, tego szronu, światła w dolinie Wieprza. Wracając do domu, patrząc na zdjęcia, marzę o takich jak w wierszu:
„Namiętna purpurą, oranżem
w złocieniach i brązach przepychu
przepięknie starzeje się jesień
rumiana ostatkiem młodości
promienna to znowu spłakana
i coraz to bardziej zmęczona
w mgieł woal porannych się skrywa
zziębnięta, zszarzała odchodzi
ze szronem srebrzystym na skroni….”Grażyna Jabłońska