Jeden, dwa, trzy.. dni zleciały bardzo szybko. Moja fińska rodzina pojechała dalej, ale miniony weekend spędzaliśmy na Roztoczu. Ciągnęliśmy do Łosińca, do naszej pani Ani, poprzez faliste wzgórza Batorza, Chrzanowa, Otrocza, lasy Górecka Kościelnego tak bardzo podobne do fińskich, by ominąć rozkopaną 835-tkę
Mimo, że wyjechaliśmy po południu, nie złociły się łany zbóż – niebo zasnuło się szarymi chmurami, a wycieraczki musiały zgarniać krople z szyby. A potem były wypady do Łańcuta, Radruża. Wieczorami na stole był olut (pol. piwo) – i snuły się opowieści, rozmowy. Nad wodą rozbrzmiewał nasz śmiech i brakowało tylko kantele, bo na pewno nad nami w nocy unosiły się dobre duchy Kalevali.
Nähdään pian Eve, Pekka