Ostatnie dni jesieni. To czas, gdy zaczynam myśleć o fotografowani lodu. Uwielbiam te dziwne kształty i formy, które pojawiają się gdy zamarza woda, czy to rzeka, czy potok, czy nawet mała kałuża. Falująca woda, zmiany temperatury i oczywiście zimowe światło łączą się, tworząc nieskończoną różnorodność tematów i możliwości.

Tylko jest jeden problem – woda. Od kilku lat mamy upalne lata, łagodne zimy i prawie wcale opadów. Znane miejsca odwiedzane od kilku lat – poleskie bagna, torfianki i rozlewiska – pokryły się bujną roślinnością i darmo tam szukać choć małej kałuży, nie mówiąc już o oczku wodnym, nad którym pochyla się brzoza złocąca się w promieniach wschodzącego słońca. Pozostają jeszcze duże zbiorniki wodne lub rzeki. Może Wisła…? W jej korycie odsłoniły się piaszczyste łachy, na które można wejść i szukać ulubionych tematów.

Solec jest około półtorej godziny jazdy z Lublina. Niewielki ruch na drodze, no bo kto rusza w podróż przed piątą rano? Wciąż jest dość ciemno, kiedy dojeżdżam na nadwiślańskie łąki. Na wschodzie maluje się słaba poświata wschodzącego dnia. Jest bardzo zimno.

(kliknij na miniaturce, aby ją powiększyć)

Jeszcze łąka i jest pokryta ripplemarkami łacha. I Wisła – a na niej dziwne formacje lodowe, w których  odbija się piękne światło wschodzącego dnia. Nie wiedziałem od czego zacząć – czy od tych małych szczegółów, abstrakcyjnych form wyrzeźbionych przez mróz na brzegach łachy, czy też skupić się na szerokim planie. Nie miałem wiele czasu, bo światło zmieniało się z minuty na minutę, a potem kolory zniknęły. Ale znalazłem nową krainę lodu.

Podobne: Gdy tematem jest lód,   W pałacu Królowej Śniegu