Jesień – już niekolorowa – szara, spowita mgłami, tonąca w kroplach deszczu, to znów wietrzna, a czasami zimna rannymi przymrozkami. A z tymi przymrozkami i mrozem jest jak z rodzącym się uczuciem – na początku to zauroczenie, a później… Hmm – a jak to z naszym mrozem – mroźny poranek, na wspomnieniach bujnej jeszcze nie tak dawno roślinności, pojedyncze kryształki lodu cieszą się chwilą wstającego słońca. A później… to już nie poranki – termometr coraz niżej i tafle lodu pokrywają kałuże, stawy i jeziorka. Na tych taflach mroźny malarz kreśli szkice, a światło wypełnia dziwne kształty, twory. I coraz zimniej i zimniej – lód nieśmiało wkracza na rzeki. A cały początek w tym zauroczeniu