Zachód był początkowo delikatnie złoty, potem pojawiły różne odcienie różu, następnie fiolety, by za chwilę, gdy tylko las pochłonął tarczę słońca, stać się błękitny, granatowy.
Nad lasem pojawił się bohater tej nocy – pełny, lśniący, rzucił srebrną poświatę, zaiskrzył na tafli jeziora, a potem powoli w swej wędrówce tracił swój blask – stawał się bardziej czerwony, gubił swój pełny kształt by zniknąć na kilka chwil. Czas mijał a on znów jaśniał, jaśniał, wypełniał się i… zginął z nieboskłonu.
Na scenie znów zmieniły się kolory, słaby błękit przytłumiony delikatną zasłoną mgiełki, po chwili ukazały się jasne, wręcz białe przebłyski, a potem na niebie pojawiła się feeria czerwieni, pomarańczy, żółci, to znów błękitu. Jeszcze chwila i na scenę wyszło słońce. Zaplanowano już powtórkę spektaklu… na rok 2033.