Beskid Makowski – jakże różny od innych beskidzkich pasm – góry nie wysokie, szerokie doliny Raby Skawy, Koszarawy, ciszej, choć tak blisko Krakowa. Pasma górskie porośnięte lasami, porozcinane siecią głębokich wąwozów, po których płyną wartko potoki i strumienie. W dnie wąwozów zwałowiska kamieni przystrojonych ciemnozielonym mchem tworzą kaskady, na których rozbija się woda, tworząc drobinki pereł, w których przegląda się słoneczny promień.
Czasem wśród tych kamieni zatrzyma się zbłąkany wędrowiec – korzeń, przywleczony gdzieś z góry, a czekający jesieni czy też roztopów, drżący ciekawością by płynąć dalej, by sprawdzić co jest za tym głazem, który go zatrzymał, za kolejnym zakrętem. W rwącym potoku przeglądają się skały, drzewa, odbija ulotne światło. Koloryt tej szepczącej wody, tych wirów jest zadziwiający -złoty, zielononiebieski, zielony, a czasem patrząc na niego ma się wrażenie, że stąpamy po jasnobłękitnym niebie, które właśnie zeszło do tego magicznego potoku. A gdy już nasycimy się barwą, nasłuchamy się śpiewu wody, stańmy za świerkiem na brzegu lasu– może uda się nam spotkać poetę patrzącego na trzebuńskie łąki – popatrzmy i my
„w rozchełstanej piżamie
chodzę po łąkach
trzebuńskich
pachnących
śliw fioletem
stopy w rosie
w niebie
świt
róż anielic
śliwkobranych
na łąkach
trzebuńskich” (Barwy J. Trzebiatowski)