Czy mogę marudzić na wyjeździe, czy mogę marudzić, gdy budzik wyrywa mnie z głębokiego snu przed godziną piątą…. Zmuszam się za każdym razem do opuszczenia ciepłego łoża, bo może właśnie to jest ten dzień na wspaniały kadr… Za oknem jeszcze szaro, tylko na wschodzie czerwona łuna zwiastuje ładny dzień. Gorący zapach kawy, pierwsze skrobanie szyb tej jesieni i w drogę. Wypatrzone wczoraj miejsce na wspaniałe ujęcie stało się westchnieniem – a mogłem zostać w łóżku… Pola i łąki powleczone leciutką warstwą szronu wyglądały kusząco ale czy wyjątkowo? I kolejne kilometry w poszukiwaniu czegoś zapierającego dech w piersi…
(kliknij na miniaturce, aby ją powiększyć)
Nad Nidą snuły się delikatne mgły. Białe tumany unosiły się, to znów opadały nad wodę, wpadały w zarośla i las porastający brzegi rzeki. Snuły się sennie, wilgotne i zimne, aż nagle – Słońce nieśmiało przebiło się z nad lasu i widok rzeki mnie oczarował. Mgła ożyła, jakby wstąpiły w nią poranne, jesienne duszki. Rozbłysła milionami złotych kropelek i wyłoniły się z niej dziwne postacie krążące nad wodą, to wyskakujące na brzeg, by pełznąć po szuwarach i znów opadać na wodę. Złote zjawy tańczyły w swoich objęciach, szeptały miłosne zaklęcia, okręcały się wokół zarośli, wpadały w gąszcz lasu, by po chwili znów wrócić nad wodę i rozpłynąć się w złotej poświacie. Z zachwytem śledziłem ten taniec, a później wodę, która spłynęła złotem.
A następnego ranka – z radością „wspiąłem” się na Miedziankę, by w ciszy cieszyć się wstającym dniem i fotografować złoto podświetlone pasma świętokrzyskich gór.
Czyż nie warto czasami nastawić budzik na czwartą trzydzieści??