Zimowy weekend na Roztoczu. Łosiniec jak zawsze cichy, urokliwy, z dala od miejskiego zgiełku, przysypany białym puchem. Drogi tu prowadzące to tafla lodu. Rok temu zima tutaj straszyła mrozem, ta jest szara. Słońce pod grubą pierzyną szarych gęstych chmur –nie ma cieni, nie ma kontrastów, jest szaro. Tuż przy ujściu, wolnym od lodu, potoku losinieckiego do niewielkiego zalewu, stadko kolorowych kaczek ożywia biel połaci śniegu, na brzegu krzak z czerwonymi owocami kaliny, to znów z rozwianym włosem pałka wodna i inne zaschnięte krzewinki . Śnieg chrzęści po nogami i jak zwykle nie da się podejść siwej czapli. Spłoszona, dumnie  szybuje  nad  lasem. Dalej spod nóg zrywają  się stadka kuropatw.  Wędrując  po lesie   mijamy tropy leśnych mieszkańców, zaspana rudawa  wiewiórka szuka  swojej  spiżarni.  W wijącym się potoku przeglądają się suche trawy i ostrzyżone przez bobry pnie drzew. Są świeże ślady działalności tych gryzoni, a ich tropy widać na śniegu… Weekend się kończy – choć szary, wniósł tyle ciszy i radości.