Taki częsty obrazek – patrzymy smutnie, ponieważ za oknem deszcz, mokro, ale gdzieś tam już przebija się Słońce, odbija się nieśmiało w kałużach pomarszczonych kroplami zanikającego deszczu i nagle pojawiają się dzieci ubrane w kalosze i z radością pokonują i rozpryskują kałuże. Nie straszne im błoto, ba są coraz radośniejsze gdy przybywa plam na ubraniu.
Biegał Rapi po kałużach,
taplał, skakał, łapki brudził.
Komu taka aura służy,
gdy deszcz pada i się nudzisz?
W ślad za psiakiem poszły dzieci…
….
Pani srogo grozi palcem.
-Kto to widział tak się bawić?
(sama chciałaby być malcem
nie wypada tym się chwalić)
Chętnie zdjęłaby kalosze
i wskoczyła w środek błota. (aut.Bella Jagódka)
(kliknij na miniaturce, aby ją powiększyć)
Trafiłem, już po deszczu, na takie kałuże. Dzień był ciepły. Wokół potężne ściany wielkiego kamieniołomu, a pod nogami wysychające w kałużach błoto. Czy można się od tego oderwać, od tych kształtów, od tych form, gdy w każdej kałuży inne? W jednych są to formy „rozlazłe”, jakby rozrzucone nieznaną ręką, w innych to piękne wielokąty, małe, wielkie, spękane, podgięte jakąś dziwną siłą w górę –a w szczelinach miedzy nimi kolejne warstwy. To szczeliny z wysychania, które tworzą się na powierzchniach osadów ilastych wskutek raptownego wysychania. Gdy woda z gruntu wyparowuje, błony wilgoci na ziarnach kurczą się, w wyniku czego powstają w gruncie naprężenia. Ziarna są ściągane coraz bliżej i ił rozpada się w płatki o zadartych krawędziach. Czyż czasami nie warto być malcem?
Powiązane: Tam gdzie spacerowały tetrapody